Koniec Świata od kuchni.

Jak wiemy, Koniec Świata zbliża się wielkimi krokami i zostało nam bardzo mało czasu. Zrobiliście już zapasy na Wielką Apokalipsę? Naiwność ludzi widać po tym, co dzieje się w sklepach - w supermarkecie za rogiem nie ma żadnej konserwy w puszcze, bo pani Zosia z piętra niżej wykupiła wszystkie. Dla wnusia, coby się nie przeziębił. A jej mąż, uczony profesor i wyznawca Chrystusa biega wkoło przerażony i boi się, bo nie może nigdzie kupić tej dobrej zupy w proszku. Ludzie szaleją, ale dwa miesiące temu to się śmiali. 

Tak jak teraz śmieją się z nas Majowie.

Jednak nie każdy aż tak przejmuje się śmiercią, ważniejsza jest zabawa! I tak nagle wzrosła populacja Samar Morgan! Jak wiadomo, słynne "7 days", które pada z ust owej dziewuchy w przydługich, tłustych włosach i urazem na psychice jest postrachem dla większości nastolatków. Dlatego kiedy ja odebrałam taki telefon, gościu, który postanowił skrócić mi życie nie chciał podzielić się specyfikiem, który bierze! Dilera też nie podał, trza będzie od niego wymusić. Nie powiem, że ciekawa była jego interpretacja głosu Samary, który przypominał bardziej darcie się kota niż przerażający głos ducha-mordercy. 

Żeby nie było wam strasznie, powiem, że jako Milenium nie pozwalam światowi się kończyć. Bo ma być wprzedaż Toyota.

Amen.