Siadam na środku podłogi i zamykam oczy, w ręku miętoląc kawałek koszuli. Mam zbyt wiele w głowie, zbyt wiele w sercu. Mam ochotę schować się w kłębek i nigdy więcej nie wychodzić na zewnątrz. Poczucie winy i strach zżerają mnie od środka. Kiedy patrzę na swoje własne nogi zastanawiam się, ile osób musiałam zawieźć swoją słabością. W żołądku formułuje mi się dziwna kula i mam wrażenie, że świat wokół mnie wiruje tak szybko, że nie mogę złapać oddechu.
A potem przestaje.
Otwieram oczy i widzę znajome ściany. W uszach słyszę śmiech tej dziewczyny z klasy, która zawsze powtarzała mi, że jestem okropna. Zagryzam wargi, kiedy czuję napływające łzy i próbuję powstrzymać nadchodzący atak paniki. Potem wstaję, unoszę do góry głowę i udaję, że wcale nie rozpadam się na miliard kawałków. Zaciskam dłonie w pięści próbując znaleźć w sobie coś, co nie jest przepełnione strachem i smutkiem.
Wbijam paznokcie w skórę nie chcąc pozwolić sobie na kolejną chwilę słabości.
Odwracam głowę i posyłam pusty uśmiech osobie, która akurat stoi obok. Czuję się okropnie, jestem zmęczona i wiem, że za chwilę mogę stracić przytomność, jednak mimo to głośno odpowiadam na każde pytanie, nawet na te banalne. Nie, nie jadłam śniadania. Nie pamiętam, kiedy ostatnio coś jadłam i tego nie zwróciłam. Nie, nie spałam w nocy. Raczej przewracałam się z boku na bok i pozwalałam koszmarom zawładnąć moim ciałem.
Ale tak, czuję się dobrze. Słońce świeciło dzisiaj mocno, dziewczyna z klasy dostała szóstkę z recytacji pomimo że przecież wcale nie umie recytować. Jednak czuję się dobrze; nie mam powodu, żeby czuć się źle.
Te chwile słabości to tylko c h w i l e
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz