7.02.2015

Softly laying on the ground


Dobry wieczór, kochani.

Cieszę się, że znowu do Was piszę. Naprawdę, bardzo mi brakowało znajomej czcionki w dziwnym, białym okienku. Na szczęście pomimo wszystko, jestem w stanie usiąść teraz wygodnie w fotelu i się odezwać. Może nikt tego nie przeczyta, a może jednak ktoś zajrzy. Byłoby mi miło, ale nikogo nie zmuszam. Zdaję sobie sprawę, że minęły około dwa miesiące od normalnej notki. Nigdy nie opuściłam Diabła na tak długo, jeśli mam być szczera. Sama myśl wywołuje jakieś dziwne uczucia, ale stało się. Szpital, wyjazd, brak klawiatury. Jeśli ktoś tu zaglądał każdego dnia z nadzieją na nową notkę, to przepraszam. Obiecuję, że teraz to nadrobię. Mam w głowie tyle tematów... Ale to później. Teraz usiądźmy i porozmawiajmy. Co u Was? Bardzo mnie to ciekawi, więc jeśli chcecie, to odpowiedzcie. Naprawdę z chęcią poczytam o tym, jak ten głupi mercedes ochlapał Wasze spodnie trzy dni temu. Albo o czymś równie absurdalnym. Co u mnie? Myślę, że określenie "chaotycznie" będzie odpowiednie. Mam dużo w głowie. Tak, w głowie. Chociaż na głowie prawie tyle samo. Wciąż czuję na barkach wyrok lekarzy i powracającą wieczorami depresje. W oczach może widać już zapał i czasami radość, ale wciąż są zmęczone i pozbawione blaski. Kąciki ust unoszę coraz częściej, jednak wciąż zbyt rzadko. I codziennie wieczorem płaczę do snu, z wielu powodów. Powiem szczerze, że dzieje się wiele. Zbyt wiele jak na mój gust. W niektórych momentach jest to dobry zamęt, na przykład kiedy jadę do szkoły by popracować w szkolnej firmie, przy okazji zjeść trochę dobrego sernika na zimno i poznać rodziców moich rówieśników. Albo kiedy spotykam się z G. na Balatonie, pijąc przepyszną potrójną latte i plotkując o sprawach tak przyziemnych, że aż niewyobrażalnie nieziemskich. W takich momentach towarzyszy mi to miłe uczucie lekkości, jakbym mogła mieć się lepiej. Może to ma coś wspólnego z tym, że od pewnego czasu bardzo próbuję zrozumieć siebie. Często siadam na łóżku i analizuję swoje uczucia, zachowania. Jest to bardzo zabawne zajęcie. W ten sposób zrozumiałam, że aby powstrzymać moją zbyt silną na coś muszę pozwolić temu uczuciu zawładnąć mną. Im bardziej próbuje je powstrzymać, tym bardziej nie mogę nad nim panować. Dlatego oddanie się fali uczuć jest miłą odskocznią. Nauczyłam się też jak reaguje na słowa ludzi. Niektóre z nich dotykają mnie do żywca, inne wywołują niepohamowaną złość. Są też takie, które po prostu przelatują przez mój umysł. Myślę, że to dość duży krok i jestem z siebie zadowolona, bo po raz kolejny radzę sobie z tym sama. Na linii startu ponownie stoję tylko ja i dochodzę do wniosku, że tak ma być. W moim życiu po prostu tak musi być. To ja dochodzę sama do wszystkiego. Po drodze dołączają się inni, ale oni nie mają wpływu na nic. To ode mnie zależy kiedy i z jakim wynikiem się zatrzymam.
Optymistycznie.
W odróżnieniu od tego, jak się teraz czuję.

Miłej nocy, kochani. Słodkich snów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz