5.10.2019

Dziewczyna i rozum

Jeśli mam być absolutnie szczera, moja chwila chwały nastąpiła w podstawówce. W piątej klasie dokładniej - średnia 5.2, kilka wygranych konkursów i miliony opowiadań w głowie. Chyba wtedy zaczęłam też tego bloga, chociaż nie jestem do końca pewna. Nigdy nie byłam dobra w zapamiętywaniu okresów z dzieciństwa, bo jakoś tak w mojej głowie 2012 jest równie daleki jak lipiec 2019 roku. Może to wynik dezorientacji i spędzenia większości swojego życia w głowie. Może po prostu nie miałam czego zapamiętać. 

Wiele się zmieniło od tamtej pory, chociaż dla niektórych wciąż uzyskuję podobne wyniki. Wszystko jest subiektywne, tak mówią, ale ja nie czuję się tak, jak czułam się w piątej klasie. Nie wierzę w to, co piszę, a kiedy już przysiądę do egzaminu, nie mam pewności, czy go napiszę. Zazwyczaj to robię, ale zazwyczaj też uciekam przed mówieniem publicznym, chociaż ponoć mam głos i pióro dziennikarki. Tutaj też peaknełam w piątej klasie. Nie pamiętam, żebym napisała od tamtej pory coś równie godnego uwagi jak moje wypracowanie na olimpiadzie. Oczywiście jest to wina moja i wyłącznie moja; jeśli moja polonistka (a kilka ich było) myślała, że będę kontynuować wymiotowanie słowami na papier, to grubo się myliła. I to chyba najgorsze; ja też się myliłam.

Nie ukrywam, że w mojej głowie świat jest bardziej czarno-biały, ja bardziej zorganizowany, a i mój płaszcz ma mniej blond włosów na plecach. W mojej głowie nie boję się panicznie zajęć z podstaw praw konstytucyjnego (tak, poszłam na politologię. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Spytaj za kilka lat.), a i moje notatki wyglądają jak te, które widzę przeglądając instagrama o pierwszej w nocy. Świat wydaje się lepszy, kiedy można go zaplanować i kontrolować tak, że moje ciało i dusza to dwa osobne, nie wpływające na siebie byty. A jednak rzeczywistość jest inna, bardziej brutalna; w niej stoję w korkach i nie docieram na wykłady, nie mogę spamiętać tego, co się działo w książce rozdział wcześniej, a mieszkanie samej w obcym mieście nie jest tak cudowne i pełne wolności jak myślałam, że będzie. Mój tata chcąc mnie zranić mówił mi, że kiedyś byłam bystrą, sprawną dziewczynką, a teraz nie mam w sobie nawet odrobiny rozumu. Może ma racje. Ja też czuję, jakbym cofała i rozwijała się do przodu w tym samym czasie, chociaż jest fizycznie (i gramatycznie) niemożliwe. To czyni mnie paranoikiem z problemami oraz absolutnym geniuszem, jakiego dotąd nie widział świat.

Chyba tu jest ten problem.

Mówię chyba, bo terapia kosztuje, a ja nie lubię terapeutów, więc nie wiem, czy tak naprawdę jestem mniej inteligentna, zdolna, bystra niż inni czy po prostu nie potrafię rozkręcić się w pełni. Studia mają mi w tym pomóc, ale jest pierwszy tydzień zajęć, a ja nie umiem powiedzieć cześć ludziom siedzącym koło mnie na sali wykładowej, ani poprosić wykładowcę, żeby powiedział coś jeszcze raz. Czuję się jakby świat wokół mnie kręcił się na okrągło, jak karuzela w parku rozrywki, a ja nie miała odpowiedniego biletu. I tak ciągle. Tak przeszłam przez wszystkie poprzednie szkoły. Stojąc obok i myśląc czy aby na pewno powinnam tu być.

Nie wiem, gdzie kończy się realizacja własnej wartości a zaczyna paranoja, ale mam wrażenie,  że ta linia powinna być mocniej zarysowana. Wygrawerowana w moim umyśle po wsze czasy. Tym czasem to przypomina bardziej zbiornik wody, który mijasz jadąc samochodzem przez kraj i myślisz: "To rzeka czy jezioro? A może staw? Nic nie widzę. Chryste Panie, mogłam jednak bardziej uważać na geografii."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz