23.07.2014

Love, love, love.



Przeczytałam ostatnio fanficka, który nieźle zawrócił mi w głowie. Doprowadził mnie do płaczu, tak szczerze i nie mogę sama zrozumieć dlaczego. Tu chodziło o sytuację poboczną, bohaterów drugoplanów. Nieważne są imiona, i tak prawie nikt nie będzie wiedział o kogo chodzi. Tutaj znaczenie ma sens całego zdarzenia. Wyobrażacie sobie sytuację, że zakochujecie się po raz pierwszy w życiu w osobie, z którą potem dzielicie wszystkie swoje pierwsze momenty. To normalne, tak myślę. Przeżyć pierwszy pocałunek, pierwszy raz, pierwszy kryzys, pierwsze własne mieszkanie i wszystko inne z osobą, którą kochacie tym rodzajem miłości jako pierwszą. Wszystko wydaje się być fajnie. Jednak w pewnym momencie coś się wali. Wasza miłość przychodzi do Was z wyznaniem, że zaczął spotykać się z inną osobą, że ją k o c h a. To musi boleć. Musi wyrywać serce od środka, łamać je na miliardy kawałków i sprawiać, że nic innego nie ma sensu. W takiej sytuacji ciężko pozostać silnym, prawda? A co jeśli ta miłość doda, że nadal nas kocha? Co jeśli wpakujemy się w trójką, jak w przypadku tego fanfika? Co jeśli spotkamy się z nową miłościej tej naszej miłości i co jeśli zrozumiemy, dlaczego znajdujemy się w takiej sytuacji? Co jeśli zobaczymy, że nowa miłość jest przepięknym, cudownym mężczyzną i co jeśli się okaże, że jest jej przykro? Co jeśli ten trójkąt zacznie działaś a my zaczniemy w nim żyć? Płaczę w tym momencie, sama nie wiem czemu. Chodzi o to, że nie umiem sobie tego wyobrazić. Nie umiem zrozumieć sytuacji, w której my kochamy, bardzo mocno i ta osoba chyba kocha nas, ale posiada również inną osobę, którą kocha równie mocno i której potrzebuje. Nie potrafię. Po prostu może jestem egoistką, może jestem jakaś dziwna, ale nie u m i e m zrozumieć tego, że ktoś się może na to godzić. Ja bym nie mogła. Nie byłabym w stanie wracać do domu z myślą, że moja miłość nie czeka tylko na mnie. Nie mogłabym budzić się rano, czasami w pustym łóżku wiedząc, że w kuchni moja miłość nie będzie robiła śniadania tylko dla mnie. Nie umiałabym funkcjonować w ciągu dnia ze świadomością, że moja miłość nie tęskni tylko za mną. Nie byłabym zdolna się dzielić. To chyba by mnie zabiło, świadomość, że ktoś, kogo kocham, potrzebuję, chcę, nie czuje tego tylko do mnie. Nie umiem tego nawet nazwać, ale po prostu... Boże, czemu ja z tego płaczę? Chodzi o to, że nie umiałabym w stanie pogodzić się z tym, że nie jestem jedyną i najważniejszą dla tej osoby, która taka dla mnie jest. Że jest też ktoś inny, że moja miłość kocha i dotyka kogoś innego. Myślę, że to by mnie zabiło, zniszczyło. Może jestem słaba. Może jestem zbyt ograniczona. Ale nie potrafię. Chyba bym odeszła. Gdybym widziała, jak miłość mojej miłości ją uszczęśliwia, sprawia, że chce mu się żyć, chyba bym odeszła. Pozwoliłabym im być szczęśliwym. Pewnie byłabym wtedy martwa wewnątrz, ale naprawdę, nie potrafiłabym się podzielić czymś, co jest dla mnie tak ważne. To... To trochę dla mnie chore. Takie życie. Świadomość, że nie byłam wystarczająco dobra, że jestem czasami tą drugą i zwykłe funkcjonowanie z taką myślą. Wracanie do domu wiedząc, że mogę zastać moją miłość całującą się z drugą. Boże, chyba bym myślała całymi dniami czy jestem gorsza od tej drugiej osoby, czy moja miłość kocha mnie tak, jak tę drugą i oh, czy w ogóle mnie kocha. Zabiłoby mnie, to wszystko. Jedyne co potrafię teraz pomyśleć, że w moim rozumieniu takie osoby są trochę masochistami. I przypomina mi się taka sentencja, że jeśli „kochasz dwie osoby, to zawsze wybierzesz tę drugą, bo jeśli naprawdę kochałbyś pierwszą, nie pokochałbyś drugiej”. Aktualnie siedzę zalana łzami i aż mnie serce boli jak pomyślę, w jakiej sytuacji znajduje się „ta pierwsza”. Mogłabym mieć wszystko, a w pewnym momencie musiałabym się tym dzielić, by tego nie stracić. Całkiem możliwe, że jestem cholernie niedojrzała i ograniczona, że to normalne, ale ja nie potrafię tego zrozumieć. Nie potrafię tego zaakceptować, jakkolwiek to brzmi. I gdyby osoba mi bliska, dajmy na to najlepsza przyjaciółka, znalazłaby się w takiej sytuacji... Nie. To nie jest, jak dla mnie, w porządku. Ani trochę. Może miłość jest silna, może tacy ludzie i taka miłość to czyta siła, ale... nie umiem tego określić. Powinnam chyba jednak chociaż próbować to zrozumieć, prawda? Jeśli się kogoś kocha i się go potrzebuje, to się godzi na coś takiego. Dla miłość wszystko. I na tym zakończmy.




*ASK

7 komentarzy:

  1. Nawet nie ogarniesz ile masz w sobie pokładów empatii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie ogarniesz jak bardzo się mylisz.

      Usuń
    2. Nawet nie ogarniesz ile mam racji

      Usuń
    3. Nawet nie ogarniasz, że wcale jej nie masz.

      Usuń
    4. Nawet nie ogarniesz jakim złudzeniom popadasz.

      Usuń
    5. Nawet nie ogarniasz, że wcale tak nie jest.

      Usuń