Przeczytałam
ostatnio fanficka, który nieźle zawrócił mi w głowie.
Doprowadził mnie do płaczu, tak szczerze i nie mogę sama zrozumieć
dlaczego. Tu chodziło o sytuację poboczną, bohaterów drugoplanów.
Nieważne są imiona, i tak prawie nikt nie będzie wiedział o kogo
chodzi. Tutaj znaczenie ma sens całego zdarzenia. Wyobrażacie sobie
sytuację, że zakochujecie się po raz pierwszy w życiu w osobie, z
którą potem dzielicie wszystkie swoje pierwsze momenty. To
normalne, tak myślę. Przeżyć pierwszy pocałunek, pierwszy raz,
pierwszy kryzys, pierwsze własne mieszkanie i wszystko inne z osobą,
którą kochacie tym rodzajem miłości jako pierwszą.
Wszystko wydaje się być fajnie. Jednak w pewnym momencie coś się
wali. Wasza miłość przychodzi do Was z wyznaniem, że zaczął
spotykać się z inną osobą, że ją k o c h a. To musi boleć.
Musi wyrywać serce od środka, łamać je na miliardy kawałków i
sprawiać, że nic innego nie ma sensu. W takiej sytuacji ciężko
pozostać silnym, prawda? A co jeśli ta
miłość doda, że nadal nas
kocha? Co jeśli wpakujemy się w trójką, jak w przypadku tego
fanfika? Co jeśli spotkamy się z nową miłościej tej naszej
miłości i co jeśli zrozumiemy, dlaczego znajdujemy się w takiej
sytuacji? Co jeśli zobaczymy, że nowa miłość
jest przepięknym, cudownym mężczyzną i co jeśli się okaże, że
jest jej przykro? Co jeśli ten trójkąt zacznie działaś a my
zaczniemy w nim żyć? Płaczę w tym momencie, sama nie wiem czemu.
Chodzi o to, że nie umiem sobie tego wyobrazić. Nie umiem zrozumieć
sytuacji, w której my kochamy, bardzo mocno i ta osoba chyba kocha
nas, ale posiada również inną osobę, którą kocha równie mocno
i której potrzebuje. Nie potrafię. Po prostu może jestem egoistką,
może jestem jakaś dziwna, ale nie u m i e m zrozumieć tego, że
ktoś się może na to godzić. Ja bym nie mogła. Nie byłabym w
stanie wracać do domu z myślą, że moja miłość nie czeka tylko
na mnie. Nie mogłabym budzić się rano, czasami w pustym łóżku
wiedząc, że w kuchni moja miłość nie będzie robiła
śniadania tylko dla
mnie. Nie umiałabym funkcjonować w ciągu dnia ze świadomością,
że moja miłość nie tęskni tylko za mną. Nie byłabym zdolna się
dzielić. To chyba by
mnie zabiło, świadomość, że ktoś, kogo kocham, potrzebuję,
chcę, nie czuje tego tylko do mnie. Nie umiem tego nawet nazwać,
ale po prostu... Boże, czemu ja z tego płaczę? Chodzi
o to, że nie umiałabym w stanie pogodzić się z tym, że nie
jestem jedyną i najważniejszą dla tej osoby, która taka dla mnie
jest. Że jest też ktoś inny, że moja miłość kocha i dotyka
kogoś innego. Myślę, że to by mnie zabiło, zniszczyło. Może
jestem słaba. Może jestem zbyt ograniczona. Ale nie potrafię.
Chyba bym odeszła. Gdybym
widziała, jak miłość mojej miłości ją uszczęśliwia, sprawia,
że chce mu się żyć, chyba bym odeszła. Pozwoliłabym im być
szczęśliwym. Pewnie byłabym wtedy martwa wewnątrz,
ale naprawdę, nie potrafiłabym się podzielić czymś, co jest dla
mnie tak ważne. To... To trochę dla mnie chore. Takie życie.
Świadomość, że nie byłam wystarczająco dobra, że jestem
czasami tą drugą i zwykłe funkcjonowanie
z taką
myślą. Wracanie do domu
wiedząc, że mogę zastać moją miłość całującą się z drugą.
Boże, chyba bym myślała całymi dniami czy jestem gorsza od tej
drugiej osoby, czy moja miłość kocha mnie tak, jak tę drugą i
oh, czy w ogóle mnie kocha.
Zabiłoby mnie, to wszystko. Jedyne co potrafię teraz pomyśleć, że
w moim rozumieniu takie osoby są trochę masochistami. I
przypomina mi się taka sentencja, że jeśli „kochasz dwie osoby,
to zawsze wybierzesz tę drugą, bo jeśli naprawdę kochałbyś
pierwszą, nie pokochałbyś drugiej”. Aktualnie siedzę zalana
łzami i aż mnie serce boli jak pomyślę, w jakiej sytuacji
znajduje się „ta pierwsza”. Mogłabym mieć wszystko, a w pewnym
momencie musiałabym się tym dzielić, by tego nie stracić. Całkiem
możliwe, że jestem cholernie niedojrzała i ograniczona, że to
normalne, ale ja nie potrafię tego
zrozumieć. Nie potrafię tego zaakceptować,
jakkolwiek to brzmi. I gdyby
osoba mi bliska, dajmy na to najlepsza przyjaciółka, znalazłaby
się w takiej sytuacji... Nie. To nie jest, jak dla mnie, w porządku.
Ani trochę. Może
miłość jest silna, może tacy ludzie i
taka miłość to
czyta siła, ale... nie umiem tego określić. Powinnam chyba jednak
chociaż próbować to zrozumieć, prawda? Jeśli się kogoś kocha i
się go potrzebuje, to się godzi na coś takiego. Dla miłość
wszystko. I na tym zakończmy.
*ASK
*ASK
Nawet nie ogarniesz ile masz w sobie pokładów empatii
OdpowiedzUsuńNawet nie ogarniesz jak bardzo się mylisz.
UsuńNawet nie ogarniesz ile mam racji
UsuńNawet nie ogarniasz, że wcale jej nie masz.
UsuńNawet nie ogarniesz jakim złudzeniom popadasz.
UsuńNawet nie ogarniasz, że wcale tak nie jest.
UsuńNo chyba Ty
Usuń