Przyznam Wam szczerze, że po ostatnim poście dużo myślałam o moich wizytach u psychiatry, zwłaszcza, że w piątek miałam kolejną, tym razem u kogoś innego. Siedząc na korytarzu ze słuchawkami w uszach pomyślałam, że wcale nie potrzebuję żadnej obcej osoby, nawet jeśli sama sobie nie radzę. Moim celem jest zrozumienie i polubienie siebie, a w tym nie pomoże mi obca pani za biurkiem z encyklopedią schorzeń psychicznych w ręku. Pomimo tego, że zdaję sobie sprawę z powagi mojej depresji, to jednak ze wszystkich sił staram się z nią walczyć. Mam naprawdę wielki zamiar wygrać, ale zrobię to sama, jak robiłam wszystko dotychczas. Dlatego wpadłam na pomysł, że zrobić cykl postów, w których będę analizować samą siebie. Chodzi mi o to, że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak skomplikowaną osobą jestem, jednak nadal nie jestem w stanie tego zrozumieć. Osobiście uważam, że kluczem do sukcesu jest pokochanie siebie, ale żeby to zrobić, muszę najpier siebie poznać, zrozumieć, a potem ewentualnie wprowadzić poprawki. Najzabawniejsze jest to, że przyszło mi to do głowy wczoraj pod prysznicem (90% moich pomysłów przychodzi mi do głowy, kiedy jestem pod prysznicem, nie pytajcie). Dałam wczoraj cynk o tym na twitterze, ale chyba nikt z Was mnie tam nie obserwuje, także czuję się zobowiązana, by to tu bliżej rozwinąć. To co, zaczynamy?
#Najmilsza chamska osoba
No dobra, to może brzmi absurdalnie. Przyznaję się bez bicia, że jak to napisałam, to sama zaczęłam się śmiać. Ale zastanówmy się nad tym głębiej. Nie mam pojęcia, co o mnie myślicie, ale jak bym trafiła na bloga osoby mojego typu, to pewnie nazwałabym siebie sarkastyczną suką. W gruncie rzeczy to nią jestem, ja wiem (i nie zawsze jest mi przykro), ale muszę Was zaskoczyć - ja też mam serce. I używam go zbyt często, naprawdę. Dlatego chyba mogę nazwać siebie miłą... Oczywiście, miłą w moim rozumieniu, a zdaję sobie sprawę, że jest ono inne, zwyczajowo. Trochę mnie to przeraża, no wiecie, że teraz miłe są tylko osoby, które mówią do wszystkich "kwiatuszku" albo "misiaczku" i używają ciągle tej emoji z małpką zakrywającą buzię, bo jest urocza. Dla mnie osoba miła to nie taka, która użyje względem ludzi jak największej liczby słodkich określeń, a taka, która poda koleżance butelkę wody, kiedy ta przebiegnie trzydzieści minut bez zatrzymania się. Albo pożyczy jej słuchawki, pomimo że są różowe i to jej ulubione. Tak, to jest dla mnie miła osoba. Możecie się ze mną nie zgadzać, ale w gruncie rzeczy, czy nasze czyny nie mówią więcej niż słowa? Właśnie. Dlatego chyba mogę nazwać siebie miłą, zwłaszcza, że w gruncie rzeczy jakieś 80% prac moich koleżanek ma w sobie moją rękę. I jak myślicie, czyje picie piły przerwę wcześniej? Albo dlaczego nie zaspały? Tak, chyba jestem miła. Oczywiście, jeśli tylko chcę, a tak już zawsze nie jest. Chociaż z drugiej strony przetłumaczyłam temat z fizyki dziewczynie, która nazwała mnie głupią psycholką i kazała się leczyć (nie powiem, zrobiło mi się przykro). Więc chyba jednak nie mam wpływu na to, kiedy jestem miła, a kiedy nie. Trzeba nad tym popracować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz