mumford and sons - believe
Kiedy otworzyłam zakładkę "posty" na blogerze, uświadomiłam sobie, że mam siedem postów roboczych, każdy dotyczący innego tematu. To mniej więcej pokazuje obraz tego, co działo się przez poprzedni miesiąc. Myślałam tak wiele i doszłam do tak wielu wniosków, które jednak musiałam przetrawić w sobie, nauczyłam się wielu nowych rzeczy i zrozumiałam jedną najważniejszą - wcale nie muszę zmieniać siebie; wręcz przeciwnie, moim zdaniem jest kochanie siebie z każdą wadą, bo taka już jestem. Krzyczę za głośno, mówię za szybko i chowam głowę w ramiona, kiedy jest mi przykro. Oczywiście, powinnam każdego dnia próbować być lepszą wersją mnie z dnia poprzedniego - wstać rano dwie minuty wcześniej, zjeść jedną kostkę czekolady mniej i nie powiedzieć tego, co mam na końcu języka. Tylko, że to wszystko nie ma sprawić, że przestanę być sobą. Jest ze mną ciężko. Może płaczę za głośno, łykam za dużo tabletek uspokajających i ostatnie kreski zrobiłam za nisko, ale jednak to nadal ja. Trudno jest kochać siebie i trudno jest siebie akceptować, zwłaszcza, kiedy w głowie wciąż porównuje się siebie do starszej siostry czy dziewczyny z klasy obok. Jednak każdego dnia dochodzę do coraz to innych wniosków i z całych sił szukam w sobie pozytywów. Pochlebne komentarze ludzi pomagają, pomimo, że wciąż czuję się niekomfortowo słuchając niektórych z nich. Moim ulubionym jest ten o moich słowach. Ciężko jest mi to wytłumaczyć, ale kiedy ktoś mówi, że moja wypowiedź jest bardzo fajna, prawdziwa, czy chociażby inspirująca to robi mi się ciepło na serduszku. Tak, jestem typem osoby, która lubi słyszeć, że ma rację i jak zdanie zaczyna się od "Marcysia ma rację", to od razu o wiele fajniej mi się go słucha. Na przykład kiedy się z kimś kłócę i ta osoba mi w pewnym momencie z takim czymś wychodzi - dobry podstęp, bo często odpuszczam. To jednak nie jest jedyna rzecz, do której doszłam w przeciągu ostatnich tygodni. Oprócz niej zrozumiałam i wypowiedziałam naprawdę wiele, tak jak już wspominałam, ale niektóre z tych rzeczy wciąż wymagają ode mnie akceptacji. Kilka z nich już ją uzyskało. Na przykład - moim problemem jest to, że często traktuję wszystko jak wielką ulewę, chociaż to tylko kropa deszczu; wyolbrzymiam cudze słowa, reaguję gwałtownie na ruch dłoni. Czasami odchodzę za szybko, z nadzieją, że dana osoba pójdzie za mną i rozczarowana siedzę na skraju przepaści ze łzami, bo nie zobaczyłam nikogo za mną. Myślę jednak, że to jest właśnie moja lekcja z tego miesiąca - że są ludzie, którzy nie mieli pójść za mną, a innych nie powinnam tam zostawiać. Nasze życie to pustkowie wypełnione ludźmi i niestety, nie każdy zbuduje z nami dom; jedni zaczną, podadzą cegły i wniosą meble, ale to nie dla nich będzie pokój. To jest rzecz, którą powinnam pamiętać - że z mojej winy czasami mogę tracić ludzi. Oni odchodzą, ale samej zdarza mi się ich odepchnąć. Dziękuję kwietniowi za te kilka ważnych lekcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz