„za to wszystko ja
proszę tylko o jedno – zadbaj o mnie, bym ja mogła zadbać o
Ciebie”
Jeśli
mam być szczera, to czuję się dziwnie. Chodzenie ulicami Warszawy
w sięgającej trochę za kolano spódnicy w paski, ze słuchawkami w
uszach i książką w ręku - to sprawia, że czuję się trochę
dziwnie. Do tego stopnia, że próbuję zasłonić twarz krótkimi
blond włosami, które jeszcze do połowy czerwca sięgały mi do
pasa. To wszystko, co mnie otacza sprawia, że czuję się dziwnie i
doprowadza mnie do tego stopnia, że ukojenie nie pojawia się w
domu; nawet tutaj chowam się gdzie tylko mogę i wyłączam ze
świata. Spokojny rytm serca powraca, kiedy zamykam bramę i wchodzę
do zamku. Staram się uważać, żeby nie strącić maku
przyczepionego do furtki i stawiając cicho kroki, kiwam głową na
powitanie. Zdarza się, że wymienię kilka slow z Charlie, jeśli ta
ma czas i wtedy cała zafascynowana posłucham jak opowiada o
kolejnej wystawie, którą planuje. Pewnie spróbuje mnie namówić,
żebym przyszła, ale ja chyba nie czuję się wystarczająco silna.
Ludzie wciąż sprawiają, że chowam się we własnych ramionach i
zatracam w przestrzeni, który nie istnieje. Ale nie tam. Pójdę
dalej i chowając się w zakątku starej bramy posłucham próby na
koncert, który ma się tam odbyć za trzy godziny. Może nawet stanę
na palcach i zamykając oczy na chwilę zapomnę o wszystkim co mnie
otacza i po prostu będę wirować wokół własnej osi Pewnie złapie
mnie na tym Bartek i powie, że jak zwykle wyglądam oszałamiająco.
Całkiem możliwe, że do końca życia nie zrozumiem, dlaczego on mi
to wiecznie powtarza, ale komplementy są miłe, zwłaszcza te, które
padają z jego ust. Brzmi banalnie, prawda? Najprostsze słowa są
najukochańsze. Więc pozwolę mu myśleć i mówić cokolwiek chce,
nawet jeśli stwarza sobie w głowie obraz mnie, który tak naprawdę
nie istnieje. Niech tak będzie. Może uda mi się go zmusić do
zatańczenia ze mną i pomogę mu znieść sprzęt z góry, a potem
zniknę we własnym pokoju, czytając „Przygody Gulliwera” i
piszcząc potajemnie listy do osoby, która nigdy ich nie przeczyta.
Życie na chwilę wydaje się beztroskie, nawet jazda autobusem nie
jest taka straszna. Kolejne kubki herbaty i zwykły balans. Wcale nie
potrzebuję czuć się szczęśliwa, wcale nie muszę taka być.
Wystarczy, że ktoś spyta się jak się czuję i dlaczego czasami
zapominam chodzić do psychiatry. Kilka promieni słońca w sobotni
poranek. Książka do koreańskiego. Świadomość, że przez
następne dwa miesiące nie muszę zbyt wiele. Uczucie „dziwności”
znika, kiedy ludzie pozwalają mi być we własnym świecie i kiedy
mogę komuś ten świat przedstawić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz