Wiecie, od kilku dni chcę napisać coś ciekawego. Nie żadne narzekanie, ani tym bardziej wylewanie swoich uczuć (chociaż miałabym co wylać; jestem taka frustrująca), bo wszyscy są zmęczeni, a na świecie są gorsze rzeczy niż moja wieczna potrzeba nienawidzenia wszystkiego i wszystkich. Ale nie mogę. Nie czuję się na siłach na pisanie notek, które mają na celu pokazanie Wam jakieś drogi życia, pozbawionej roli płciowych i seksizmu, ale nie mogę. Mam zrobione kilka kopii roboczych, nawet z lata, które kiedyś pewnie opublikę - ale nie teraz. Chciałabym wziąć głęboki oddech i zaskoczyć wszystkich, którzy to czytają. Może sprawić, by otworzyli google i sprawdzili, zainteresowali się czymś, może zrozumieli. Ale nie wiem nawet, co mogłabym napisać. Chciałam wyrazić swoje jakże pokoje i interesujące zdanie na temat sposobu w jaki wychowywane są dzieci; może też o rasizmie w życiu codziennym i okropnych stereotypach. Bardzo chciałabym też wypowiedzieć się na temat głupiej presji ocen, postrzegania feminizmu w świecie i jak reporterki są poniżane i sprowadzane na dno. Czy mogę to zrobić? Wiecznie zadaję sobie to pytanie. Przed każdym testem, każdym sięgnięciem po długopis. Albo jeszcze gorzej - czy moje słowa coś znaczą? Czy jeśli odejde, ktoś otworzy tego bloga i powie "była naprawdę dobrym materiałem na dziennikarkę"? Chcę. Pragnę tego, by ludzie dostrzegli we mnie coś więcej niż głośny krzyk i rewolucyjne poglądy; aby zwracali się do mnie nie tylko po to, abym wytłumaczyła im jak napisać esej. Chcę, by mnie zapamiętano jako osobę, która swoimi słowami wprawiała kogoś w zadumę. Może nawet chciałabym być głosem tych wszystkich, którzy nie mają siły, by powiedzieć coś więcej. Tymczasem siedzę tu, sama i niezdolna do wyrażenia swoich uczuć i pragnień w czymś więcej niż proste i smutne "cholera, znowu nawaliłam".
(Proszę, powiedzcie im wszystkim, aby przestali. Chcę ciszy. Koncentracji)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz