22.05.2016

Ain't your mama

Po całym miesiącu nieobecności wracam do Was z kolejną pełną agresji notką. Nie jestem pewna, co wrzuciło mnie w ten nastrój; może fakt, że pod nową piosenką Jennifer Lopez widać więcej komentarzy negatywnych niż pozytywnych, albo to, że po raz kolejny usłyszałam stary żarcik "zrób mi kanapkę", kiedy biedny chłopiec nie mógł wygrać ze mną debaty. W każdym razie, o to jestem. I wcale nie będę miła.
 
Zacznijmy od tego, co powiedziała Chimamanda Ngozi Adichie - "(...) przez to, że jestem kobietą, oczekuje się ode mnie wyjścia za mąż". Taka jest prawa, niezależnie od tego, co powiedzą Wam na ulicy. Nadal uczymy dziewczynki, że kiedyś zawrą związek małżeński (z mężczyzną, oczywiście, bo przecież małżeństwo między dwoma kobietami to coś niewyobrażalnego, a my żyjemy w średniowieczu), natomiast nie wpajamy tego samego u chłopców. Nie twierdzę, że małżeństwo to nie jest źródło szczęścia i wzajemnego wsparcia, bo z pewnością zdrowy i normalny związek taki jest, ale tutaj nie chodzi o to. Problemem jest fakt, że niezależnie od wieku, uczymy dziewczynki, by były mniejsze. Ich edukacja jest mniej ważniejsza od tej chłopców, nawet jeśli nie mamy tego powiedzianego w twarz - to, że są one odsyłane do domów przez to, że ich kolana są odkryte i omój-- niech Bóg chroni chłopców przed zobaczeniem kawałka skóry na kolanie! - ich ambicja musi być mniejsza od tej u chłopców. Nasz wygląd, wybory mają być dostosowane do tego, co będzie lubił nasz przyszły mąż - "nie rób tego tatuażu; co, jeśli Twojemu mężowi nie będzie się on podobał?". Już nawet nie wspomnę o tym, jak po dzisiejsze czasy oczekuje się od dziewcząt posiadania zdolności kucharskich, bo to przecież ma zadecydować o powodzeniu ich małżeństwa. Nie szczęście, zrozumienie i wszystkie pozytywy, które powinny gwarantować udane współżycie małżeńskie, a gotowanie. I nie gadajcie mi tutaj, że wymaga się tego, bo inaczej człowiek nie przeżyje - od chłopców się tego nie oczekuje, jakimś cudem. Nie wiem, kogo to bardziej obraża. 
Cała zabawa polega na tym, że przez lata uczyliśmy dziewczynki, by były mniejsze, a teraz, kiedy mają szanse wybuchnąć, nagle są niezrównoważone psychicznie i mają okres (tak, to również bardzo częsta reakcja. Ponieważ zdaniem mężczyzn, jak również niektórych kobiet, jedynym momentem, kiedy płeć żeńska okazuje emocje mniej pozytywne, jest smutna bądź zirytowana i nie chce rozmawiać z przedstawicielem płci męskiej, jest oczywiście miesiączka. Ogółem, kobieta ma prawo do wyrażania emocji tylko podczas właśnie cyklu menstruacyjnego. Zastanawiam się tylko, jak wytłumaczą uczucia tych kobiet, które nie mają miesiączki. Boom.), a i tak, kiedy już jakimś cudem zostaną wysłuchane, ludzie odpowiadają cudownym "facet z tobą zerwał?", bo no przecież wszystkie problemy kobiet wiążą się z jej partnerem. Albo z jego brakiem. Nie zapominajmy, że lesbijki wolą kobiety, ponieważ żaden mężczyzna ich nie chce.

Widzicie, o czym mówię? Nasze społeczeństwo, na całym świecie, jest tak skonstruowane, że życie kobiety i każda jej decyzja ma być podjęta tak, by zadowolić płeć przeciwną - a także utrzymać w głowie, że najważniejszym celem dziewczyny jest wyjście za mąż w jak najszybszym wieku, by nie zostać "starą panną". Jesteśmy redukowane do produktu, który ma bądź nie ma się spodobać, zależnie od preferencji naszego partnera. I mamy się zmieniać, kiedy zdobędziemy uwagę "samca". Lista wymagań postawionych kobietom rośnie wraz z ich wiekiem i doświadczeniem. Kiedy dojdzie już do małżeństwa, jest ona tak ogromna, że najprawdopodobniej mężczyźni nie daliby sobie rady (nie mogą nawet ugotować sobie obiadu po powrocie z pracy, ani tym bardziej wyprać skarpetek, a co dopiero funkcjonować tak, by zadowolić wszystkich). Gól nogi, twój mąż na to zasługuje. Rób mu obiad, on ciężko pracuje, jak na mężczyznę przystało. Rób to, rób tamto, bądź taka i owaka. Niektóre rzeczy przychodzą naturalnie, biorąc pod uwagę fakt, że są one wbite do głowy od najmłodszych lat. Niektórych trzeba się nauczyć, do innych zmusić. A jeśli nam się to nie uda, to mężczyzna nas zostawi. O!


Nie twierdzę, że wszystkie małżeństwa tak wyglądają. Nasze społeczeństwo przechodzi przez rewolucje i w tym momencie widać, że jest poprawa. Ale co z tego, skoro ja, jako szesnastolatka słyszę argument "a co jeśli twój mąż" częściej niż "a co jeśli ty"? Właśnie. 

Chociaż, chwila! Ja jestem tylko kobietą, nie mam problemów, oprócz tych, które dotyczą cen produktów potrzebnych mi do ugotowania obiadu. Ups.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz