Po całym miesiącu nieobecności wracam do Was z kolejną pełną agresji
notką. Nie jestem pewna, co wrzuciło mnie w ten nastrój; może fakt, że
pod nową piosenką Jennifer Lopez widać więcej komentarzy negatywnych niż
pozytywnych, albo to, że po raz kolejny usłyszałam stary żarcik "zrób
mi kanapkę", kiedy biedny chłopiec nie mógł wygrać ze mną debaty. W
każdym razie, o to jestem. I wcale nie będę miła.
Zacznijmy od tego, co powiedziała Chimamanda Ngozi
Adichie - "(...) przez to, że jestem kobietą, oczekuje się ode mnie
wyjścia za mąż". Taka jest prawa, niezależnie od tego, co powiedzą Wam
na ulicy. Nadal uczymy dziewczynki, że kiedyś zawrą związek małżeński (z
mężczyzną, oczywiście, bo przecież małżeństwo między dwoma
kobietami to coś niewyobrażalnego, a my żyjemy w średniowieczu),
natomiast nie wpajamy tego samego u chłopców. Nie twierdzę, że
małżeństwo to nie jest źródło szczęścia i wzajemnego wsparcia, bo z
pewnością zdrowy i normalny związek taki jest, ale tutaj nie chodzi o
to. Problemem jest fakt, że niezależnie od wieku, uczymy dziewczynki, by
były mniejsze. Ich edukacja jest mniej ważniejsza od tej chłopców,
nawet jeśli nie mamy tego powiedzianego w twarz - to, że są one odsyłane
do domów przez to, że ich kolana są odkryte i omój-- niech Bóg
chroni chłopców przed zobaczeniem kawałka skóry na kolanie! - ich
ambicja musi być mniejsza od tej u chłopców. Nasz wygląd, wybory mają
być dostosowane do tego, co będzie lubił nasz przyszły mąż - "nie rób
tego tatuażu; co, jeśli Twojemu mężowi nie będzie się on podobał?". Już
nawet nie wspomnę o tym, jak po dzisiejsze czasy oczekuje się od
dziewcząt posiadania zdolności kucharskich, bo to przecież ma
zadecydować o powodzeniu ich małżeństwa. Nie szczęście, zrozumienie i
wszystkie pozytywy, które powinny gwarantować udane współżycie
małżeńskie, a gotowanie. I nie gadajcie mi tutaj, że wymaga się tego, bo
inaczej człowiek nie przeżyje - od chłopców się tego nie oczekuje,
jakimś cudem. Nie wiem, kogo to bardziej obraża.
Cała zabawa polega na tym, że przez lata uczyliśmy
dziewczynki, by były mniejsze, a teraz, kiedy mają szanse wybuchnąć,
nagle są niezrównoważone psychicznie i mają okres (tak, to również
bardzo częsta reakcja. Ponieważ zdaniem mężczyzn, jak również niektórych
kobiet, jedynym momentem, kiedy płeć żeńska okazuje emocje mniej
pozytywne, jest smutna bądź zirytowana i nie chce rozmawiać z
przedstawicielem płci męskiej, jest oczywiście miesiączka. Ogółem,
kobieta ma prawo do wyrażania emocji tylko podczas właśnie cyklu
menstruacyjnego. Zastanawiam się tylko, jak wytłumaczą uczucia tych
kobiet, które nie mają miesiączki. Boom.), a i tak, kiedy już jakimś
cudem zostaną wysłuchane, ludzie odpowiadają cudownym "facet z tobą
zerwał?", bo no przecież wszystkie problemy kobiet wiążą się z
jej partnerem. Albo z jego brakiem. Nie zapominajmy, że lesbijki wolą
kobiety, ponieważ żaden mężczyzna ich nie chce.
Widzicie, o czym mówię? Nasze społeczeństwo, na
całym świecie, jest tak skonstruowane, że życie kobiety i każda jej
decyzja ma być podjęta tak, by zadowolić płeć przeciwną - a także
utrzymać w głowie, że najważniejszym celem dziewczyny jest wyjście za
mąż w jak najszybszym wieku, by nie zostać "starą panną". Jesteśmy
redukowane do produktu, który ma bądź nie ma się spodobać, zależnie od
preferencji naszego partnera. I mamy się zmieniać, kiedy zdobędziemy
uwagę "samca". Lista wymagań postawionych kobietom rośnie wraz z ich
wiekiem i doświadczeniem. Kiedy dojdzie już do małżeństwa, jest ona tak
ogromna, że najprawdopodobniej mężczyźni nie daliby sobie rady (nie mogą
nawet ugotować sobie obiadu po powrocie z pracy, ani tym bardziej
wyprać skarpetek, a co dopiero funkcjonować tak, by zadowolić
wszystkich). Gól nogi, twój mąż na to zasługuje. Rób mu obiad, on ciężko
pracuje, jak na mężczyznę przystało. Rób to, rób tamto, bądź taka i
owaka. Niektóre rzeczy przychodzą naturalnie, biorąc pod uwagę fakt, że
są one wbite do głowy od najmłodszych lat. Niektórych trzeba się
nauczyć, do innych zmusić. A jeśli nam się to nie uda, to mężczyzna nas
zostawi. O!
Nie twierdzę, że wszystkie małżeństwa tak
wyglądają. Nasze społeczeństwo przechodzi przez rewolucje i w tym
momencie widać, że jest poprawa. Ale co z tego, skoro ja, jako
szesnastolatka słyszę argument "a co jeśli twój mąż" częściej niż "a co
jeśli ty"? Właśnie.
Chociaż, chwila! Ja jestem tylko kobietą, nie mam
problemów, oprócz tych, które dotyczą cen produktów potrzebnych mi do
ugotowania obiadu. Ups.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz