7.08.2016

O szafie, klimacie i społeczeństwie, jak zazwyczaj

Czasami się boję. 

Zaczyna się to wtedy, gdy przypominam sobie o wszystkim, co działo się wcześniej; zimnej dłoni na moim udzie, czułym uśmiechu rzuconym w tramwaju. Myślę sobie wtedy, że nikt nie powinien się dowiedzieć -- nikomu nie wolno wiedzieć. To zbyt niebezpieczne, tak przynajmniej czuję w głębi serca. Ogarnia mnie ogromna panika i jedyne, co mogę sobie powtórzyć, to "nie walnij głupa nie walnij głupa". Zamykam oczy na ulicy. Zamykam serce w klatce piersiowej.

Czasami nie widzę w tym problemu.

Zazwyczaj przejawia się to sprośnymi żartami rzuconymi tu i ówdzie; komentarzami wypowiedzianymi kątem ust. Wiem, że nikt nie przywiązuje do tego uwagi. W takich wypadkach zazwyczaj cieszę się niezmiernie, że jestem tylko młodą nastolatką. Pozwalam sobie zażartować z siostrą; puścić oczko na ulicy, skomentować zdjęcie. Jestem wolna i żywiołowa, nie muszę przejmować się niczym i nikim. Jak w bajce.

Czasami ogarnia mnie szał.

Włączam dziennik i widzę widoki masakryczne, zapadające w pamięć. Przeglądając strony internetowe przewijam listy nazwisk osób, które nie zobaczą następnego dnia; to sprawia, że krew gotuje mi się w żyłach, a ja tracę panowanie nad sobą. Oni na to nie zasłużyli, stało się nieodłączną częścią mojej codziennej rozmowy z najlepszą przyjaciółką. Jestem gotowa walczyć, kopać. Płakać. Nie rozumieją, wrzeszczę. Oni nic nie rozumieją. Ale ja rozumiem, rozumiem doskonale. Nie jestem wolna.Ani nie jestem w bajce.

Muszę nauczyć się z tym żyć.

Wiem, że nie zmienię świata swoim krzykiem i zbyt krótkimi spódniczkami. Mam aspiracje zbyt wielkie dla kogoś, kto nie jest w stanie wziąć kąpieli w wannie i ciągle gubi gumki do włosów. Ale z całego serca pragnę, żeby było lepiej. By ludzie nie musieli bać się wstać rano do pracy i bym ja sama nie musiała obawiać się iść do szkoły. Chciałabym wytłumaczyć to innym, po raz setny i tysięczny:

Nie jesteśmy nienormalni.

Ani chorzy. Ani źli. Ani pokręceni. Ani żądni uwagi. Nie jesteśmy niczym innym niż ludźmi, tak jak wszyscy inni. Zasługujemy na szacunek, na ciepłe słowa i poczucie bezpieczeństwa. Czyż nie na tym polega świat? Czyż nie o tym codziennie mówią ludzie? Czy nas nie obowiązuje prawo do życia i wolności? Czy my nie możemy mieć normalnego życia? D l a c z e g o? Co jest złego w tym, kim jesteśmy? Czym różnimy się od innych? Niczym. Nie jesteśmy wariatami, wybrykami natury. Dlaczego nas tak traktujecie?


Coming out. Tak właśnie nazywa się to, co teraz robię. Wiem, że niektórzy z was już wiedzą. Inni może to podejrzewali, jeszcze inni będą zupełnie zaskoczeni. Ale chciałabym, żebyście wiedzieli. Nie chcę, żeby czytał mojego bloga ktoś, kto ma w głowie mniej szarych komórek niż ja lakieru na paznokciach. Nie wstydzę się tego, kim jestem, ani tego, kogo lubię. Moja orientacja seksualna wbrew pozorom nie jest aż tak niezgodna z tym, co szerzą konserwatyści w internecie -- wszechstronna miłość seksualna. Tak pisze o mnie w google. Ja, tak naprawdę, widzę siebie jako człowieka, który widzi w drugiej osobie coś więcej niż płeć. Czyż nie tego oczekuje się od innych? Akceptacji wbrew wadom? Nie wiem. Niewiemniewiemniewiem. Wiem jednak, że jestem panseksualna. Długa droga to była, zanim znalazłam karteczkę, która by mi odpowiadała; przedtem musiałam jeszcze dopuścić do siebie, że jej potrzebuję. Jednak jestem tutaj i mam się w miarę dobrze. Przynajmniej tak myślę. Pewnie tak nie będzie, jeśli strzeli mi ktoś w łeb, ponieważ nie jestem zgodna z tym, co on uważa za dobre i normalne.  Brzmi obiecująco.

Myślę, że jeszcze spotkamy się z tym tematem. Może kiedyś opiszę Wam jak wyglądała moja droga do obecnego punktu, w którym jestem w stanie publicznie przyznać się do tego, że jestem tym, czego nienawidzą katolicy. Poszło mi całkiem nieźle, jak na mój gust. Myślałam, że będzie gorzej; że zatnę się w pierwszym akapicie, sparaliżowana myślami i troskami. Ale poszło, jakoś. Może rozumiecie? Wydaję mi się, że zrozumiecie. Naprawdę mi na tym zależy, by chociaż jedna osoba, która nigdy w życiu nie doświadczyła moich trosk chociaż przez chwilę pomyślała, że na świecie wcale nie jest tak kolorowo - i bycie w zgodzie ze sobą wcale nie równa się wychodzeniu z szafy. Mi tam było wygodnie przez dwa lata. Innym może nadal jest.

(Jeśli tak jest i wciąż nie jesteś w stanie powiedzieć bliskim, ponieważ wbrew pozorom nasze społeczeństwo nauczyło nas, że to jest coś do powiedzenia, nie śpiesz się. Wszystko w porządku. To Ty masz czuć się komfortowo ze sobą, a nie inni z Tobą. Brzmi śmiesznie, ale wszystko jest łatwiejsze, kiedy już to zaakceptujesz. Daj sobie czas. To, przez co przechodzisz nie jest Twoją winą, a chrzanionego świata, który nauczył nas, że każdy jest heteroseksualny, dopóki nie powie inaczej. Chociaż potem też. Wierzę w Ciebie. Wszystko będzie dobrze).


może nie być dobrze. ale to wcale nie znaczy, że będzie źle

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz