11.12.2016

a jednak

Nigdy nie rozumiałam, co nas poróżniło.

Wracam czasami myślami do chwil pod gołym niebiem, do godzin spędzonych w ciemnych pomieszczeniach wypełnionym ciepłem tej drugiej osoby, do dzielonych lodów i cichego "halo" wypowiedzianego do słuchawki o jedenastej w nocy, kiedy obie powinnyśmy już spać i myślę: gdzie to przepadło? 

Wspominam długie kłótnie wypełnione słowami, które były prawdą tylko w połowie i o tym, ile razy kłamałam, kiedy mówiłam, że nic dla mnie nie znaczy. 

Tęsknię do świata, który stworzyłyśmy i którego byłyśmy władczyniami; gdzie nasze słowa liczyły się bardziej niż cokolwiek innego, a zwykłe "kocham cię" było lekiem na każde zło, poczyniając od złamanego paznokcia, kończąc na sercu, które złamałyśmy sobie nawzajem. 

Mówią, że czas leczy rany i może mają rację - po tym wszystkim, co przeszłyśmy, nie czuję już tak silnego pragnienia, kiedy wypowiadam w głowie jej imię. Ale wciąż nie mogę powstrzymać siebie od robienia tego; od sięganiem w głąb głowy po dźwięk jej śmiechu, by rozchmurzyć ponury dzień. Od odbierania telefonów. Od chęci zrozumienia d l a c z e g o. 

Pamiętam, że myślałam o niej jako najlepszej rzeczy jaka mi się trafiła i to myślenie pozostało nawet po tym, jak spędziłam trzy godziny zawinięta w kołdrę, bez łez na policzkach, ponieważ nie miałam nawet siły na wylewanie ich. Pamiętam, jak czekałam na jedno "jak się czujesz?" leżąc w szpitalu i jak bardzo bolało, kiedy najmniejsza przeszkoda zostawała nazywana po mnie.

Za każdym razem powtarzam sobie, że jestem już trzy kroki na przód i może to prawda; dorosłam, niezależnie od tego jak pogmatwany był ten proces. Nie jestem już jej dużą dziewczynką -  teraz jestem moją dużą dziewczynką i to ten rodzaj glo up'u, którego nie powinno się pomijać. Ale wciąż gubię się we własnych myślach, kiedy przychodzi do niej i nie wiem, co czuć, odpisując na sms'a. 

Wciąż tkwimy w tym, co nazywamy relacją, mając mniej niż inni, a jednocześnie posiadając cały świat w naszych dłoniach.

Wciąż mam w sobie gorzki żal o jej brak wiary we mnie, a jednak czuję się wdzięczna, ponieważ to on sprawił, że jestem teraz bardziej odważna i niezależna.

Wciąż myślę o niej wieczorami i myślę "co by było", chociaż wiem, że nie byłoby nic; jesteśmy zbyt destruktywne. Jak dwa huragany, ulepione z tej samej, zranionej gliny i złości, nie możemy nieść ze sobą nic dobrego, a szczególnie nie dla siebie nawzajem. 

A jednak.

Jednak nadal odpowiadam jej na wiadomości i uśmiecham, kiedy słyszę "halo" w słuchawce.

Jednak nadal czuję w s z y s t k o i n i c.

To tak, jakby była w moich żyłach, a ja nie mogłabym się uwolnić od tej zarazy, jaką niesie ze sobą. Jak narkotyk, nawet, jeśli to porównanie jest nudne i nie oddaje koloru sytuacji. I czasami myślę sobie: uciekła. A potem: ja też uciekłam.

Chciałabym zrozumieć. 

To moje życzenia na 2017.








 z r o z u m i e ć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz